piątek, 8 kwietnia 2016

Strzał w 10 - Wielkanoc

Post Wielkanocny spóźniony tylko o tydzień (no prawie dwa).
A tak poza tym to tylko trochę więcej niż 100 dni zostało do mojego powrotu, gdzie ten czas uciekł?

Jak wyglądała moja Wielkanoc w USA?

W sobotę pojechaliśmy na eggs hunt do jednego z Kościołów. Egg hunt to oczywiście poszukiwanie jajek. Jajka wypełnione są słodyczami, które na koniec z jajek się wysypuje i zabiera do domu. Uczestniczyć mogły dzieci, chyba aż do 10 lat. Popołudniu malowalismy jajka. Gdy udało mi się jedno z nich lekko potłuc i spytałam czy mogę je zjeść następnego dnia, cała rodzina sie roześmiała. Pewnie Polaków to zaskoczy, ale Amerykanie maluja jajka tylko dla ozdoby, potem zazwyczaj je wyrzucają. Ale nie moja rodzina, Wymerowie mają inny zwyczaj...

       

     

Samą Wielkanoc zaczęliśmy od prezentów. Mój brat obudził mnie rano i oświadczył, że Easter Bunny was here! Po zlokalizowaniu wszystkich wcześniej ozdobionych przez nas jajek, co nie było wcale takie łatwe, mogliśmy otworzyć prezenty. Ja kupiłam mojej rodzinie tylko słodycze, bo na kreatywność zabrakło mi czasu. W mojej torbie znalazłam... więcej słodyczy, plażowy recznik i butelke/kubek na wodę. Teraz chyba jestem gotowa na lato. Jeśli oczywiście zima w Michigan w końcu się podda, choć nie wygląda to wesoło... 
Wielkanocne śniadanie - (niespodzianka!) płatki z mlekiem. Tutaj polska tradycja zdecydowanie wygrywa! Po śniadaniu pojechałam ze znajomymi sąsiadami, którzy pochodzą z Meksyku do kościoła katolickiego. Ponieważ odkąd jestem w USA, jeszcze nigdy w żadnym kościele nie udało mi się spędzić mniej niż 1,5 godziny, także i tym razem - załapaliśmy się na chrzest, gdzie dziecko było noszone dookoła kościoła by każdy mógł je zobaczyć/dotknąć z bliska. Po dwugodzinnej mszy, pojechaliśmy do sklepu meksykańskiego... Sąsiedzi zdziwieni, że nigdy nie jadłam meksykańskich słodyczy postanowili zrobić mi miły wielkanocny prezent i kupić kilka najdziwniejszych (najsmaczniejszych?) słodkości, które w praktyce rzeczywiście okazały się bardzo dobre. Może za wyjątkiem lizaka o smaku ogórkowym, na którego smak nie byłam gotowa, bo zielony kolor wyobrażałam sobie jako kaktusa.. Mówiąc o kaktusach... Co było bohaterem Wielkanocnego obiadu sąsiadów? GRILLOWANY KAKTUS! Co może się nie udać?


Poniedziałek Wielkanocny nie jest dniem wolnym od szkoły. W ramach popołudniowych niespodzianek, niedługo po przyjściu z treningu, okazało się jak wykorzystane zostaną świąteczne jajka... Bez niespodzianek - jako cel dla strzałów z pistoletu. Zgadnijcie ile razy w życiu strzelałam do pomalowanych, świątecznych jajek z starannie wypisanym Alleluja
Zanim mi się to udało minęły całe wieki, sekretem okazały sie okulary założone razem z soczewkami kontaktowymi. Na zostanie prawdziwym myśliwym nie mam więc szans, ale w końcu kilka jajek trafiłam.

       


       


poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Long time no see

Nadchodzi ten moment, kiedy z przykrością trzeba się przyznać do porażki. W moim wypadku absolutnej przegranej z czasem na... wszystko. I tak, powtarzam się, ale z okazji Spring Break mogę to naprawić.


Spring Break to tydzień odpoczynku od szkoły i (prawie) od treningów, co razem zajmuje mi cały dzień (7-18 proszę państwa). Dokładniej - cały polski dzień bo moja 17 to 13, kiedy wszyscy sa w szkole/pracy, a 18 to 24, kiedy raczej wszyscy wolą spać, niż wysłuchiwać jak minął mi amerykański dzień. Taka to właśnie jest smutna prawda o wymianie, która nie pozwala mi ze zbyt wielkim zaangażowaniem prowadzić bloga.

Przerwa wiosenna zaczęła się dla mnie de facto dzisiaj i jak to w Michigan bywa, zamiast wiosny mamy zero stopni Celsjusza i opady śniegu. 




Moje niemal zakończone sukcesem plany wycieczki na Florydę legły w gruzach, z powodów głównie ode mnie niezależnych, przyczyniając się do mojej ogólnej depresji, płaczu i braku chęci do życia, szczególnie, dlatego, że wszyscy moi najbliżsi znajomi udali się na wakacje. Na szczęście moja host rodzina zaskoczyła mnie planem odwiedzenia trzech sąsiednich stanów: Ohio, Indiana i Illinois. Mój brat z pewnością umrze z wrażenia, gdy dowie się, że zamierzamy odwiedzić Legoland w Ohio, The Children's Museum of Indianapolis w Indianie (które znalzałam przez przypadek w reklamach na facebooku) i jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, pokaz maszyn Caterpillar w Illinois. Wyjeżdżamy w środę wieczorem! NARESZCIE PODRÓŻ. Mam ochotę krzyczeć z radości.


Jutrzejszy dzień zamierzam za to spedzić prawie jak dzisiejszy - na oglądaniu Pamiętników Wampirów na Netflixie (don't judge me), wygrywaniu bitew z bratem w Nerf Gun War (które to zdecydowanie są jedyną bronią, którą zdaję się operować sprawnie, o czym przekonacie się wkrótce), jedzeniu organicznego szpinaku i zupełnie nieorganicznych lodów o smaku ciastek oreo i bieganiu interwałów (4x800m poniżej 3:30 czy to w ogóle jeszcze jest interwał czy już próba morderstwa?) na treningu lekkoatletyki, które za każdym razem odbierają mi oddech i przyprawiają o ból głowy. Takie to wiosenne atrakcje. 




Do mojego planu na jutro dodaję jeszcze dwa posty so stay tunned!