poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Application process – czyli jak (nie)zginąć w papierach


Długi ale praktyczny poradnik - jak nie popaść w skrajną rozpacz.

Przed rozpoczęciem aplikacji upewnij się, że posiadasz: sprawną drukarkę, tony papieru, hektolitry herbaty, anielską cierpliwość. Tak uzbrojony możesz zaczynać!



Pierwszy etap aplikacji zaczyna się od wyboru organizacji. Na całym świecie działa ich całkiem sporo, w Polsce zaledwie kilka, ale i tak jest z czego wybierać. Trudno stwierdzić, która jest najlepsza, polecam każdemu własny research. Ciekawostką jest, że w niektórych organizacjach wybrać można nawet stan do którego się pojedzie. Bo kto nie marzy o słonecznej Kalifornii? 

Następnym krokiem jest kontakt z organizacją.

Ja czekałam na odpowiedź prawie cały dzień (a biorąc pod uwagę ekstremalnie OBSZERNY termin DWÓCH dni to dość stresująca sprawa). Na szczęście terminy nie są tym czym się wydają! W mailu zwrotnym otrzymujemy magiczną liczbę 8 załączników, z których każdy należy wypełnić i odesłać. W moim przypadku okazało się, że część już wysłałam (kwestionariusz osobowy, gdzie oprócz informacji takich jak wiek i pesel znajdowało się kwadrylion pytań o zainteresowania, plany na przyszłość (jakbym jakieś miała - super!), podróże, powiązania ze Stanami etc etc. I obszerne opowiadanie o sobie… dokładnie o tym samym. Nie lubicie się powtarzać? W czasie procesu aplikacyjnego to ZNIENAWIDZICIE.)

Kolejne dokumenty to m.in. zaświadczenie od lekarza (mojemu chyba się będę śniła w koszmarach jeszcze bardzo długo), opinia nauczycieli i tabela z ocenami z ostatnich trzech lat... Oceny musicie potwierdzić świadectwami i pieczątką szkoły (co w niektórych przypadkach naprawdę NIE jest łatwe. )

Gdy jakimś tajemniczym sposobem uda Wam się uzupełnić wszystkie dokumenty i kwalifikują Was one do wymiany - otrzymujecie zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.
W przypadku YFU terminy są na szczęście dość elastyczne i można je dopasować (mój pierwszy termin wypadał w czasie wymiany w Berlinie).  

Rozmowa kwalifikacyjna to coś czego absolutnie nie trzeba się bać, przebiega w grupach kilkuosobowych, głównie po polsku. W grupie znajdują się nie tylko osoby chcące pojechać do USA, ale też do krajów Europy. Są pytania normalne i absurdalne. Ale wszystkie do przejścia. 


Gdy po rozmowie zostaniecie zaakceptowani (I euforia już opadnie!) Zostaniecie brutalnie oblani zimna wodą po zalogowaniu się do systemu FileFlow (nazwa dla YFU, wiem, zę inne organizacje też mają coś podobnego), w którym czeka ponad 20 stron uzupełniania wszelkich możliwych informacji na Wasz temat. Serio. Goodbye anonimity
Oprócz powtórzenia informacji z kwestionariusza odpowiadacie na pytania m.in. o to co jecie i czego nie jecie, o sporty, które lubicie uprawiać (ale też oglądać w TV), o waszą rodzinę, styl życia, domowe obowiązki, hobby, muzykę (chór? gra na instrumentach?), alergię, religię, dietę, szkołę, języki. Dodatkowo dołączyć musicie kilka zdjęć, w tym portret, list do host family oraz nagranie mp3. 
Po drodze załatwić musicie dokumenty od nauczycieli
i lekarzy (Wiele osób zastanawia się co zrobić z wykluczeniem gruźlicy – najłatwiejszym sposobem jest zdjęcie rtg z opisem.)

Po uzupełnieniu wszystkich formularzy rozpoczyna się proces szukania dla Was IDEALNEJ host family.
W efekcie wypełnienia wszystkich okienek w systemie FileFlow wasi potencjalni host rodzice wiedzą o Was najprawdopodobniej więcej niż ci biologiczni. 
Ale czy to znaczy, że otrzymacie przydział w ciągu kilku dni, góra miesiąca? NIE. Nie znaczy to zupełnie nic. Okazuje się, że organizacja zapewnia, że rodzinę poznacie maksymalnie DZIEŃ PRZED WYLOTEM. I gdy już niecierpliwie czekacie, a dzień wylotu zbliża się wielkimi krokami i jesteście absolutnie pewni, że nawet wykluczone wcześniej ranczo w Teksasie będzie dla Was wymarzonym miejscem, organizacja wciąż szuka IDEALNIE DOPASOWANEJ rodziny. 

Mnie to na szczęście nie spotkało, a rodzinę otrzymałam już w kwietniu co bardzo zdziwiło wszystkich dookoła. "Takie wczesne przypasowanie jeszcze nigdy nam się nie zdarzyło" usłyszałam w siedzibie organizacji. Ba! Takiej drugiej rodziny nie ma! I z każdym dniem lubię ich coraz bardziej!
Chyba nigdy nie zapomnę cudownego maila (który pojawił się w mojej skrzynce jeszcze przed wiadomością od organizacji) zaczynającego się od słów:

„Welcome to the Wymers family”


W okolicach kwietnia/maja odbywają się testy ELTiS, z których przykładowe pytania znaleźć można w Internecie. Są bardzo proste, większość wyników przekracza 85%!


Po zaliczeniu testu (który trwa około godziny, choć do Poznania jedzie się ode mnie jakieś 5 z hakiem) nareszcie możecie odetchnąć. PAPIERKOWA ROBOTA SKOŃCZONA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz