niedziela, 16 sierpnia 2015

Bagaż emocjonalny, podręczny i rejestrowany

Ostatni dzień w rodzinnym mieście dobiega końca! Jutro Warszawa, potem cały dzień spędzony na lotniskach i wreszcie 19 sierpnia, przed południem spotkam swoją host rodzinę. Było dużo spotkań ze znajomymi, zapewnień o wiecznej przyjaźni i najlepszych życzeń. Jeśli choć setna część tego się spełni będę niezaprzeczalnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! 

I choć ciężko jest „wszystko” zostawić, mam nadzieje, że to TYLKO 10 miesięcy i choć dużo się zmieni cześć rzeczy pozostanie niezmienna. 

PS. Nie polecam puszczania lampionów w czasie burzy - koniec końców moje marzenia zostały zalane i zdeptane, by nie podpaliły lasu!
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM!

PRZY OKAZJI ZDJĘĆ ZAPRASZAM NA SNAPA: xpear

Przechodząc do spraw bardziej prozaicznych.




Wszyscy którzy czytali lub oglądali Harrego Pottera, doskonale znają przedmiot przedstawiony na zdjęciu. Zaczarowana torebka Hermiony lub instrukcja nauki i stosowania zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego powinna być dołączana do paszportu powracającego z ambasady wraz z wizą!

Czas wymiany: 10 miesięcy - praktycznie cztery pory roku

Limit bagażu: 23 kilo bagaż główny i 8 kilo bagaż podręczny.

Jak żyć?

Podejście pierwsze – wybór walizki. Wymagania linii lotniczych nie są jakieś zabójczo ograniczające jeśli chodzi o wymiary bagażu – suma wszystkich wymiarów 158 cm. Moja ma dokładnie 151,5 cm… i mogę się spokojnie cała w niej schować (jakby ktoś jeszcze pytał czy można ludzi w walizkach przemycać!)

Punkt drugi – decyzja. Co wziąć ze sobą, gdy ma się trzy szafy wypełnione ubraniami, a gdy się już niektóre z nich powyciąga, to optycznie zawartość szaf się nie zmniejsza, za to podłogi nie widać spod stosu ukochanych ciuchów. A przecież jej zawartość to nie tylko ubrania, ale pełno innych rzeczy – prezenty dla hostów, kosmetyki, sprzęt elektro etc.

Podpowiedź: należy potraktować wszystkie swoje ubrania bardzo brutalnie i spakować się jak na dwu, trzytygodniowe wakacje (obejmujące wprawdzie kila gwałtownych zmian pogody)

Trzeci punkt programu – próbne pakowanie. Wszyscy radzili, postanowiłam się zebrać w sobie i… wyszło 20 kilo, a wtedy nie miałam jeszcze nawet połowy zawartości. Po zwierzeniu się wszystkim znajomym z mojego nieszczęścia i nieudolności, zostawiłam rzeczy porozrzucane po pokoju i dałam sobie spokój, aż do wczorajszego wieczora.

Do trzech czterech razy sztuka – jakoś się zmieści. Nie wprowadzając żadnych istotnych zmian w systemie pakowania (nie składam ubrań w kostkę, ani nie roluję – kładę je rozłożone i zaginam do brzegów walizki), włożyłam wszystkie przewidziane rzeczy. Zamknęłam walizkę i z obawą położyłam na wadze. 19 kilo! 
CUD NAJPRAWDZIWSZY!



W międzyczasie zorientowałam się, że nie mam żadnej torby/plecaka z potencjałem zmieszczenia kilku kilogramów i lustrzanki, więc chyba tylko dzięki trwającej dobrej passie udało mi się kupić idealną wymiarowo torbę, przypadkowo nawet z akcentem amerykańskim bo NBA. Nie jest może szczytem elegancji, ale czego chcieć więcej jeśli wszystko się mieści?






4 komentarze:

  1. Co kupiłaś dla hostów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę jeszcze napisać, bo moja host mother obserwuje bloga... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy za wybór stanu trzeba dodatkowo płacić? Jeśli tak to ile?

    OdpowiedzUsuń
  4. W przypadku mojej organizacji (YFU) nie ma się wyboru. Któraś z organizacji pozwala wybrać za opłatą, ale nie interesowałam się tym (dlaczego, zapraszam do pozostałych postów), więc nie wiem ile się płaci.

    OdpowiedzUsuń