W wielu amerykańskich kościołach organizowane są przedstawienia - nativity - czyli oczywiście historie narodzenia Jezusa. Przybierają najróżniejsze wersje i rozmiary. Melanie zabrała mnie i mojego brata na największe w okolicy przedstawienie na zewnątrz.

I osobiście - prawdziwy podziw dla aktora grającego anioła. Sytuacja: wiatr (najprawdopodobniej zdolny przewrócić kilka drzew), zimno i ponad 30 metrowy budynek, na którego szczycie stał ten biedny męczennik, przytwierdzony do dachu specjalnymi linami, owinięty w prześcieradła, które cały czas zakrywały mu twarz uniemożliwiając przemawianie do pastuszków. I tak co pół godziny. Te anioły to dopiero piekło mają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz